Ala przed ustawieniem mówiła o swojej trudnej relacji z matką. Uważała, że jest przez nią traktowana nie jak dziecko, tylko jak rywalka. Opisywała to, podawała przykłady, a Sifu wykrzywiał twarz na chyba wszystkie znane sobie sposoby, jakby chciał powiedzieć „dziewczyno, przecież widzę, że mnie robisz w konia!”. W końcu kazał wstawić matkę i córkę.
Niewielu było chętnych do tych ról. Ludzie odmawiali.
– Obserwator ma większe prawa niż osoba ustawiająca – mówił prowadzący – jeśli nie chcą, to nie można ich ruszać.
Ostatecznie w matkę wcieliła się nasza medium – Ruda, a w Alę – ja.
Początek ustawienia był bardzo toporny. Uciekałam od matki, irytowała mnie, nie chciałam, żeby za mną łaziła, nie chciałam na nią patrzeć. Poszłam wreszcie do kąta, żeby nie mieć z nikim do czynienia.
Nie wiem w którym momencie, pojawiły się dwie nowe postacie, reprezentowane przez Magdę i Romana. Kręciły się koło mnie, robiły miny, Roman przedrzeźniał i karykaturował wszystkich, którzy próbowali coś do mnie powiedzieć. Wychodziło tak, że matka mi coś mówiła, a ja parskałam śmiechem, chociaż nie było w tym nic śmiesznego.
Kiedy już zresztą spojrzałam na nią, ze zdziwieniem stwierdziłam, że ona nie chce ode mnie nic złego. Czułam tylko zwykłą, macierzyńską miłość w stosunku do siebie i pomyślałam „jaka ja byłam głupia”. Zaczęłam jej ufać i za nią podążać, a ona ciągnęła mnie na drugi koniec sali, z dala od przedrzeźniaczy. Oni jednak chodzili za nami.
W pewnym momencie usłyszałam, jak prawdziwa Ala, ciągnięta za język przez Sifu, przyznała:
– tak, ja wiem, że to jest, ale naprawdę nie mam pojęcia, skąd się wzięło, ani co to. Naprawdę!
I zaczęła opisywać, że kiedyś, kiedy rozmawiała z chłopakiem zobaczyła człowieka, w pomniejszeniu, siedzącego na krześle do góry nogami, przed jej głową, który zagłuszał jej wszystko, co jej rozmówca mówił…
– ja jako matka – wtrąciła się Ruda – czuję, że ona się z tym urodziła – pokazała na mnie palcem.
Trwało to już długi czas. O ile Magda nie robiła większych szkód, a nawet czasem hamowała Romana, o tyle Roman nie dawał mi z matką żyć. Niestrudzenie wykrzywiał twarz przede mną, żebym w końcu straciła kontakt z Rudą, a kiedy ona kładła mi dłonie na policzkach, patrzyła głęboko w oczy i mówiła:
– dziecko kochane, ignoruj ich. IGNORUJ!
Wtedy Roman bez pardonu po prostu właził między nas i rozdzielał.
Zaczynałam tracić siły. Moja ustawieniowa matka również. Byłyśmy coraz bardziej zmęczone tym. Kiedy stałyśmy przytulone, w pewnym momencie, w lustrze zobaczyłam karty tarota. Sifu rozrzucał je na podłodze. Podniosłam głowę, bo wydały mi się bardzo interesujące. Powiedziałam do matki:
– o! Popatrz! Karty!
– co? – zapytała Ruda wybita z rytmu.
– w lustrze. Karty!
Odwróciła głowę, żeby na nie spojrzeć. Potem znów mnie przytuliła.
– ciiiiiii… ignoruj to – szeptała mi do ucha.
Nie potrafiłam tego ignorować. Po chwili zobaczyłam twarz Sifu przede mną:
– co tutaj? – zapytał
– karty! – odparłam – widzę karty w lustrze!
– ciiiiii – Ruda cichała na mnie, kiedy to słyszała.
– co z tymi kartami? – pytał mnie prowadzący
– wydają mi się bardzo nietresujące.
– tak, i co jeszcze?
– nic… interesują mnie.
– acha… ok – zamyślił się chwilę i odszedł.
Przez chwilę jeszcze przyglądałam się kartom i nagle zrobiło mi się niedobrze, jakbym miała zaraz zwymiotować.
– źle się czuję – powiedziałam do matki.
Ona odwróciła mnie tyłem do kart, stała naprzeciwko mnie i głaskała dłonią po ramieniu. Robiłam się słaba.
– zaraz się wykończymy – powiedziała Ruda do Sifu
– nie dziwię się – odpowiedział prowadzący – ja też bym się wykończył
– mamo zrób coś – mówiłam do niej wyczerpana. Ledwo miałam siłę stać
Po chwili zobaczyłam przed sobą kogoś innego z mojej ustawieniowej rodziny. Prawdopodobnie brata. Matka oznajmiła, że „zmienia wartę i idzie szukać pomocy”. Teraz upierdliwy Roman miał do mnie pełny dostęp.
– o Boże, znowu ty…. – jęknęłam zrezygnowana.
Na plecach czułam podtrzymujące mnie ręce. To była żona Sifu. Nie mam pojęcia, co lub kogo reprezentowała w ustawieniu, ale czułam, że mi pomaga.
Tylko duchy mogą być tak niezmordowane w ustawieniach. Ja padałam na ryj, Ruda też, brat, Sifu i Ala mieli dość od samego patrzenia, a Roman z Magdą ciągle biegali, śmiali się, bawili się w najlepsze, wkurzali nas itd…
Reprezentantka matki wzięła jedną kartę tarota i podała prowadzącemu. Wyrzucił ją od razu, jakby nie miała najmniejszego znaczenia.
– to fałszywy trop – oznajmił – dość już! Podejdźcie tu wszyscy.
Szłam trzymana za głowę przez ducha-Romana, który musiał robić przy tym głupie miny, bo Sifu z uśmiechem poprosił:
– panie Romanie, wystarczy.
Ustawiliśmy się mniej więcej w okręgu. Prowadzący położył moje dłonie na barkach prawdziwej Ali i powiedział:
– niech teraz ona się trochę pomęczy, to w końcu jej.
– jesteś sobą, Alą – powiedziałam oddając jej reprezentację i, nie ukrywam, odetchnęłam z ulgą. Ale nie na długo…
Sifu postawił obydwa duchy (a w zasadzie ich reprezentantów) przed Alą i kazał się jej ukłonić.
– powiedz „przegrałam, poddaję się” do jednego i do drugiego.
Ala wykonała posłusznie polecenie.
Po czym padła na kolana. Roman stojąc nad nią dotknął dłonią jej twarzy. Ustawieniowa matka odwróciła głowę i powiedziała zduszonym głosem, że nie może na to patrzeć.
– niestety innego wyjścia nie mamy – powiedział smutno Sifu.
Kiedy po chwili Ala zaczęła się niekontrolowanie telepać pojęłam, że właśnie mamy tu egzorcyzm. Zrobiło mi się zimno. Wszyscy zamarliśmy ze strachu. Ludzie prawie przestali oddychać.
Wyglądało to dużo delikatniej niż się pokazuje na głupich filmach o tej tematyce, niemniej było widać, że dziewczyna nie panuje nad skurczami ciała i dźwiękami, które się z niej wydobywają.
Jej ustawieniowa matka pokonała strach i padła również na kolana przed duchami, obok córki.
To, co wychodziło z jej klatki piersiowej było ogromne. Śmieszek i przedrzeźniacz był tylko swojego rodzaju przykrywką dla tej potęgi. Sifu w którymś momencie chwycił to, szarpnął i zdawał się odciąć mieczem w drugiej ręce. Zrobił to z taką mocą i precyzją, że chyba nikt na sali nie miał wątpliwości o co chodzi.
A jednak nie udało mu się…
Chybił…
Ala w jednym momencie przestała się kurczyć i padła jak nieżywa na podłogę. Jej matka pod postacią Rudej klęczała nad nią i głaskała po głowie. Maksym zaciskał zęby, bo widział, co jest grane. Wszyscy staliśmy z oczami wbitymi w podłogę i nikt się nawet nie poruszył.
Kiedy podniosłam bardzo ostrożnie głowę, zobaczyłam ukłony wymieniane między Sifu a Romanem – reprezentantem ducha. Nigdy nie widziałam naszego prowadzącego tak poważnego i uroczystego, kłaniał się najniżej jak potrafił, tradycyjnie po samurajsku, kilkakrotnie. Miał minę, jakby czekał na wyrok śmierci. Był gotowy na wszystko. Bałam się tego. Nie bardzo rozumiałam, o co chodzi…
A jednak na tym wszystko się skończyło. Duchy poszły sobie – ten mały i ten wielki też. Ala wstała z podłogi, podbiegła do okna, otworzyła je i łykała łapczywie świeże powietrze, zrobiło się rześko, zaczęliśmy oddychać swobodnie. Prowadzący i osoba ustawiająca zwolnili nas z naszych ról…
Kiedy wychodziłam widziałam tylko, że Sifu siedzi zamyślony na swoich piętach, a jego żona trzyma mu rękę na plecach i przygląda się troskliwie. Bardzo byłam ciekawa, o co chodziło tak do końca, ale nie chciałam pytać. Z resztą sama byłam tak wykończona odgrywaniem opętanej Ali, że chciałam jak najszybciej położyć się do łóżka i odpocząć.
To był ciężki dzień.
***